CMO (Osteopatia czaszkowo-żuchwowa) u westie
CMO (Craniomandibular Osteopathy) albo osteopatia czaszkowo-żuchwowa to choroba występująca sporadycznie u psów rasy cairn terrier, terrier szkocki i west highland white terrier. Objawy pojawiają się u mniej niż 1% populacji westie i to w okresie, gdy badania genetyczne nie były jeszcze dostępne. Jak to się stało, że tak niszowa choroba rozpętała wśród hodowców istną histerię?
Osteopatia czaszkowo-żuchwowa u westie- objawy
Objawy choroby polegające na nadmiernym rozrastaniu się kości czaszki i żuchwy pojawiają się u młodych psów (w wieku 3-8 miesięcy). Pies odczuwa silny ból, widoczny jest obrzęk szczęk, pies nie je, traci wagę, jest apatyczny. Otwieranie pyska jest bolesne. Podczas badania można wyczuć obrzęk i przerost kości, co powinno być potwierdzone prześwietleniem.
Leczenie polega na podawaniu leków przeciwbólowych, przeciwzapalnych i sterydów. Rokowania oraz przebieg choroby są różne. W niektórych przypadkach przebieg choroby jest dość łagodny, a po wyleczeniu nie pozostawia śladów. Czasami jednak przebieg jest tak ciężki, że konieczna jest eutanazja.
CMO u westie- historia choroby
Osteopatia czaszkowo- żuchwowa to choroba dość rzadka, ale o długiej historii. Pierwsze przypadki opisywane były już w latach 60-tych.
W 1996 roku George Padgett i Ulreh Mostosky opublikowali w American Journal of Medical Genetics artykuł, w którym wyjaśniają mechanizm dziedziczenia choroby. Sposób dziedziczenia odkryli badając mioty westie z linii, w której dość często rodziły się chore osobniki (diagnoza na podstawie objawów klinicznych).
Odkrycia te były podstawą do dalszych badań, mających na celu opracowanie testu genetycznego umożliwiającego wczesne wykrywanie choroby. Na University of Bern udało się zidentyfikować mutację genu odpowiedzialnego za pojawienie się CMO oraz pogłębić wiedzę na temat mechanizmów dziedziczenia. Od kilku lat test genetyczny jest powszechnie dostępny.
Badacze dowiedli, że psy posiadające 2 kopie zmutowanego genu (CMO-2) mają zdecydowanie większe szanse na to, że wystąpią u nich kliniczne objawy choroby (około 50%). Psy posiadające jedną kopię (CMO-1, zwane także „nosicielami”) oraz psy bez mutacji (CMO-0, określane mianem „normal”) mają niemal zerowe szanse na zachorowanie.
W przypadku krycia dwóch osobników pozbawionych mutacji (CMO-0) lub „nosiciela” (CMO-1) z psem bez mutacji (CMO-0) mamy niemal 100% szans, że potomstwo będzie zdrowe (czyli nie wystąpią u nich kliniczne objawy choroby).
Badacze podkreślają, że nosiciele wadliwego genu (CMO-1) mogą być bezpiecznie używane w hodowli, jeśli łączone są z psami bez mutacji (CMO-0, czyli „normal”). Co więcej, ostrzegają, że wyeliminowane nosicieli z hodowli może spowodować zawężenie puli genetycznej. W przypadku zamkniętej puli genetycznej psów rasowych może to prowadzić do poważnych problemów.
Podsumowując, CMO to jedna z niewielu chorób, na którą istnieje prosty test genetyczny. Dzięki temu można nią skutecznie „zarządzać” i hodować zdrowe psy, nie wyłączając przy tym nosicieli z hodowli. Poprzez rozmnażanie przebadanych rodziców mamy pewność, że szczeniaki będą zdrowe.
Jest też haczyk. Badacze podkreślają, że test wykrywa tylko mutację pewnego genu, który z bardzo dużym prawdopodobieństwem odpowiada za pojawienie się objawów CMO. W trakcie badań zauważyli jednak, że bardzo, bardzo rzadko psy pozbawione mutacji tego genu mają objawy CMO. Oznacza to, że mogą być także inne czynniki wywołujące to schorzenie. Wciąż nie są one zbadane.
Historia CMO w Polsce
Dlaczego wokół choroby stosunkowo łatwej do opanowania dzięki testom genetycznym takie zamieszanie wokół choroby? Wynika to ze specyfiki środowiska hodowców i panującej w nim zawiści.
Kilka lat temu do Polski sprowadzony został pies Havasu Pai. Wniósł „nową krew”, był ładny, więc szybko stał się popularnym reproduktorem. Miał kilkadziesiąt miotów w Polsce i za granicą.
Pies nie miał objawów choroby, ale miał dwie mutacje genu (CMO-2). Użycie go w hodowli miało poważne konsekwencje. W przypadku suk bez mutacji genu (CMO-0) potomstwo było nosicielami obez objawów choroby (cmo-1). W przypadku nosicielek (CMO-1) u szczeniaków występowały objawy choroby (cmo-2). Po psie urodziło się kilka chorych szczeniaków, a w puli genetycznej rasy pojawiło się wielu bezobjawowych nosicieli (cmo-1).
Historia rozwija się przez kilka lat, komplikuje. W którymś momencie po potomstwie psa urodziły się szczeniaki z objawami CMO. Afera stała się międzynarodowa. Odpowiednio rozdmuchana i podsycona plotkami rozszerzała zasięg. CMO stało się „gorącym tematem” a testy stały się popularne.
Na temat CMO rozpowszechniane były najdziwniejsze informacje. Że choroba roznosi się jak wirus i CMO można się zarazić od nosiciela (fałsz). Że testy genetyczne nie są skuteczne (fałsz). Rozpowiadano także wyssane z palca dane na temat olbrzymiej ilości chorych psów i nosicieli w populacji. A że wśród hodowców sporo jest ludzi słabo wykształconych, przyjmowali wszystko.
Zainteresowanie wokół CMO sprawiło, że inne powszechnie występujące w rasie choroby (alergie, atopie) zostały zapomniane. Wynik testu na CMO zaczął być traktowany jako dowód, że pies jest „czysty genetycznie” czy „zdrowy na wszystko”. Inne problemy zdrowotne rasy zostały zignorowane.
Czy warto badać psy na CMO?
Skoro osteopatia czaszkowo- żuchwowa to niszowa choroba. Pomimo tego, psy używane do hodowli powinny być przebadane. Przynajmniej jeden z rodziców powinien być wolny od zmutowanego genu (CMO-0). Daje to pewność, że u szczeniaków nie wystąpią objawy choroby.
Pomimo dostępności testów na CMO wciąż rodzą się chore szczeniaki. Świadczy to o skrajnej nieodpowiedzialności hodowców. Testy genetyczne pozwalają w prosty sposób „zarządzać” chorobą. Bez zawężania puli genetycznej i eliminowania z hodowli nosicieli można tak planować skojarzenia, aby potomstwo nie miało objawów choroby.
Osteopatia czaszkowo- żuchwowa u westie- podsumowanie
CMO to niszowa choroba, łatwa do wyeliminowania dzięki dostępności testów genetycznych. Histeria wokół choroby sprawiła, że hodowcy masowo zaczęli badań psy. Odpowiednio dobierając skojarzenia można wyeliminować ryzyko zachorowania u szczeniąt. To pozytywny aspekt.
Minusem jest fakt, że przestali zwracać uwagę na inne choroby występujące w rasie. Alergie i atopie są dużo bardziej powszechne i dużo trudniejsze do wyeliminowania. Tymczasem CMO-0 zaczęło funkcjonować jako „zdrowy na wszystko”.
Testy genetyczne na CMO to bardzo użyteczne narzędzie hodowlane. Pozwala wyeliminować występowanie choroby (psy o genetypie CMO-2) bez eliminowania z hodowli nosicieli (psów o genetypie CMO-1).
Warto także dodać, że hodowla nie polega na selekcji na jedną cechę. Dobry hodowca stara się, aby szczeniaki z jego hodowli były ładne, odpowiadające standardowi rasy, stabilne psychicznie i zdrowe. Wynik CMO to tylko mała cegiełka w pracy hodowlanej.